Bajki z Norwegii


O chłopcu, który poszedł do północnego wiatru odebrać mąkę

Była sobie kiedyś staruszka, która miała syna jedynaka. Była chorowita, poprosiła więc syna, by poszedł do spiżarni i przyniósł mąki na obiad. Gdy chłopiec schodził po schodach ze spiżarni, nadbiegł północny wiatr, uniósł z sobą mąkę i z szumem popędził dalej.

Chłopiec wrócił do spiżarni po mąkę, a gdy wszedł na schody, północny wiatr znów mu mąkę zabrał. Za trzecim razem było tak samo. Wtedy chłopca ogarnął gniew. Uważał, że północny wiatr wyrządził mu krzywdę. Postanowił więc wyruszyć na jego poszukiwanie i zażądać zwrotu mąki.

I powędrował w świat. Droga była długa, szedł i szedł. Wreszcie dotarł do północnego wiatru. -Dzień dobry!- powiedział chłopiec.- Dziękuję za ostatnie spotkanie. -Dzień dobry- odparł północny wiatr surowym głosem.- Dziękuję również. Czegoż chcesz?- dodał. -Ach- rzekł chłopiec- chciałem cię prosić, byś był tak dobry i oddał mąkę, którą mi porwałeś, gdy stałem na schodach spiżarni. Mamy już bardzo mało mąki, a jeśli jeszcze ty zabierzesz nam odrobinkę, przyjdzie nam umrzeć z głodu. -Nie mam mąki- rzekł północny wiatr.- Skoro jednak jesteście w biedzie, dam ci obrus, który obdarzy cię wszystkim, czego dusza zapragnie. Musisz tylko powiedzieć: obrusie, obrusie, rozpostrzyj się!

Spodobało się to chłopcu i ruszył do domu. Lecz, że droga była daleka, musiał przenocować w przydrożnej gospodzie. Gdy ludzie zasiedli do kolacji, założył na stole stojącym w kącie obrus i rzekł: -Obrusie, obrusie, rozpostrzyj się!

Nie zdążył jeszcze wypowiedzieć ostatniego słowa, a już na stole pojawiły się najprzedniejsze dania. Wszyscy uważali, że to cudowna rzecz. A najbardziej spodobało się to karczmarce. Pomyślała sobie: obejdzie się bez krzątaniny przy gotowaniu, pieczeniu, nakrywaniu do stołu i podawaniu.

W nocy, kiedy wszyscy spali, wzięła cudowny obrus, a położyła inny, wprawdzie podobny do tego, który chłopiec dostał od północnego wiatru, ale nie umiejący podać nawet owsianki.

Gdy chłopiec się obudził, wziął obrus i ruszył w drogę. Tego dnia dotarł do domu, do matki. -Byłem u północnego wiatru- rzekł do matki.- Był bardzo dobry. Dał mi ten obrus i gdy tylko powiem: obrusie, obrusie, rozpostrzyj się! zjawia się wszystko, czego tylko zapragnę. -Ach, bajesz- rzekła matka.- Nie uwierzę, póki nie zobaczę na własne oczy.

Chłopiec czym prędzej przysunął stół, który przykrył obrusem i powiedział: -Obrusie, obrusie, rozpostrzyj się! – ale na stole nie pojawiły się nawet podpłomyki. -Nie pozostaje mi nic innego, jak znów iść do północnego wiatru- rzekł chłopiec i poszedł w świat.

Szedł długo, aż wreszcie zaszedł tam, gdzie mieszka północny wiatr. -Dobry wieczór!- powiedział chłopiec. - Dobry wieczór!- odparł północny wiatr. -Chciałbym dostać coś za mąkę, którą mi zabrałeś, bo obrus, nie na wiele się zdał. -Nie mam mąki- odrzekł północny wiatr.- Dam ci jednak koziołka, który robi złote dukaty. Musisz tylko powiedzieć: daj pieniądze!

Chłopiec przystał na to. Ponieważ jednak do domu było daleko, trafił znów do tej samej gospody. Nim o cokolwiek poprosił, wypróbował koziołka.

I rzeczywiście północny wiatr miał rację. Gdy to karczmarz zobaczył, przyznał w duchu, że to cudowne zwierzę, i kiedy chłopiec usnął, wymienił je na koziołka, który nie robił dukatów.

Następnego ranka chłopiec powędrował dalej. Gdy przyszedł do domu, rzekł do matki: -A jednak dobry jest ten północny wiatr. Tym razem dał mi koziołka, który robi złote dukaty. Muszę tylko wypowiedzieć: daj pieniądze! -Wiem, wiem- rzekła matka.- To tylko gadanie, nie uwierzę, nim nie zobaczę. -Koziołku mój, daj pieniądze!- powiedział chłopiec, lecz to, co koziołek zrobił, nie było niestety pieniędzmi.

Znowu więc wyruszył chłopiec w drogę do północnego wiatru. Powiedział, że koziołek nie na wiele się zdał i że chce mąki. -Tak, nie mam ci co dać. Pozostał mi tylko ten oto stary kij stojący w kącie. Ale gdy powiesz: kiju samobiju, bij! będzie walił, póty nie powiesz: kiju samobiju, stój!

Droga do domu była długa, więc i tym razem zaszedł chłopiec do karczmy. Domyślił się, co się stało z obrusem i koziołkiem. Położył się więc na ławie i zaczął chrapać, udając, że śpi. Gospodarz był przekonany, że i kij do czegoś służy. Gdy więc usłyszał, że chłopiec chrapie, przyniósł inny kij, który chciał podłożyć na miejsce cudownego. Wtedy chłopiec rzekł:- Kiju samobiju, bij!

A kij walił tak, że gospodarz skakał przez stoły i ławy, krzyczał i błagał: - O Boże, Boże! Powiedz, żeby kij przestał walić. Zabije mnie przecie. Oddam ci obrus i koziołka.

Gdy chłopcu wydawało się, że gospodarz ma już dość razów, rzekł: -Kiju samobiju, stój!

Potem zabrał swój obrus, włożył go do kieszeni, do jednej ręki wziął kij, drugą prowadził na sznurku koziołka i powędrował do domu. Teraz miał sowitą nagrodę za mąkę.